Świadomy rodzic , lepszy zawodnik

Świadomy rodzic , lepszy zawodnik

Zapraszam do lektury tekstu Michała Jagiełki – nieoficjalnego korespondenta Czytam Gre we Florencji. Artykuł traktuje o relacjach na linii klub – trener – zawodnik/dziecko – rodzice. Jest to niezwykle ważna kwestia, która nie może być zaniedbana. Miłej lektury!

Z pewnością cześć, jeśli nie każdy z trenerów pracujących z grupami młodzieżowymi, miał do czynienia z Komitetem Oszalałych Rodziców. Kto spotkał się z taką grupą, jest świadomy, że ma to negatywny wpływ na pracę. Delikatnie ujmując nie pomaga to dzieciom, a dodatkowo może być bardzo irytujące dla trenera. Jeśli musiałeś się z tym zmierzyć, na pewno próbowałeś jakoś się temu przeciwstawić. Niezależnie jak wyglądały te przygody polskich trenerów, mogę podzielić się moimi odkryciami, że we Włoszech jest to problem znacznie poważniejszy. O skali problemu zacząłem sobie zdawać sprawę, gdy problem został poruszony na zajęciach uczelnianych z… Pedagogiki. Było to nawiązanie do głównego tematu, którym było sprecyzowanie roli i celu podejmowania aktywności fizycznej. Mnie jednak zainteresowały konkretne realia piłkarstwa młodzieżowego we Włoszech. Gdy ledwie parę dni później na główne strony sportowe trafił podobny incydent postanowiłem z bliska przyjrzeć się temu zjawisku. Problem Włosi słyną z otwartości w okazywaniu emocji i widoczne jest to również na meczach. Na spotkaniach drużyn zawodowych, nawet gdy brakuje zorganizowanego dopingu, w ważniejszych momentach automatycznie na stadionie podnosi się wrzawa. Każda decyzja arbitra jest wyraziście komentowana. Gdy po myśli kibiców – nagradzana głośnymi brawami, w przeciwnym razie, ściąga znowu grad gwizdów i wyzwisk. W piłce młodzieżowej o dziwo sytuacja jest taka sama. W grudniu 2007, młodzieżowa drużyna Ponte a Elsa, nie wyszła na mecz, na znak protestu przeciwko agresywnemu zachowaniu rodziców. W 2011 roku, trener zespołu Fidene Calcio, z podobnych względów rozkazał swoim zawodnikom zejście z boiska już po 3 minutach. W zeszłe wakacje, w trakcie turnieju, rodzice jednego z zawodników, 60 letni ojciec i 53 letnia matka, zaczęli zgłaszać swoje pretensje do partnera z drużyny swojego syna. Zarzucili mu, że „gra egoistycznie”, wyobraża sobie, że jest nie wiadomo kim, i tak w ogóle to jego słaba gra kosztowała drużynę niekorzystny rezultat. W przypływie emocji mężczyzna nawet spoliczkował dwunastoletniego chłopca. Bynajmniej niekoniecznie chcieli na tym poprzestać, ale w tym momencie wkroczył ojciec owego chłopaka, któremu musiał pomóc policjant – rodzic innego z zawodników. Co ciekawe wszyscy, opiekunowie i zawodnicy przyjechali na ten turniejów jedną grupą z drugiego końca kraju. Ostatni z przykładów, tuż sprzed Świąt z Pizy. Miejscowa drużyna w kategorii „Esordienti”, czyli 11-sto i 12-stolatków przeciw Ospedalieri. Jeden z zawodników popełnił błąd. Na pewno nie pierwszy i nie ostatni. Jednak sprowokował tym głośną reakcje rodzica innego z zawodników, który zaczął obrażać chłopaka, co z kolei spowodowało ogólną kłótnie na trybunach. W tym momencie zareagował trener zespołu, informując, że jeśli sytuacja się nie uspokoi, drużyna przestanie grać i zejdzie z boiska. Interwencja opiekuna zespołu ie pomogła i trener zmuszony był wypełnić swoje postanowienie. Tym trenerem był znany były piłkarz Juventusu, Alessando Birindelli. To sprawiło, że zdarzenie zyskało szerszy rozgłos. Działania Zdecydowana, a także słuszna, reakcja Birindelliego, została przyjęta pozytywnie. Za nią poszedł także jasny przekaz dyrektora klubu: „Jeśli nie wyedukujemy najpierw rodziców, nigdy nie nauczymy tego dzieci”. Kontekstem tej wypowiedzi jest zdarzenie niewiele wcześniejsze, gdy z trybun Juventus Stadium, wypełnionych wtedy tylko przez młodzież słychać było przekleństwa typowe dla dorosłych „fanów”. Reakcją na problem, oprócz informowania rodziców, jest też stanowcze postawienie sprawy przez klub. Najpierw drużyna Ponzano, spod Empoli, a później także ACD San Sebastiano, zamieściły w swoich budynkach klubowych duże tablice z napisem: „Kto myśli, że posiada syna ‚mistrza’, proszony jest o zabranie go do którejś z innych drużyn”.Powieszały został w widocznych miejscach, tak, żeby rodzice przyprowadzający dzieci nie mógł go pominąć. Nie jest to też tylko puste hasło, a jasne stanowisko klubu. Trenerzy w wywiadach podkreślają, że w tym wieku, najważniejsze jest czerpanie przyjemności z gry. „Wyznajemy zasadę, że wszystkie dzieci mają jednakowe prawo do grania, a miernikiem nie są aktualne umiejętności, ale ich zaangażowanie i frekwencja na treningach oraz szacunek jaki okazują trenerom i wolontariuszom, poświęcającym swój czas dla nich” – to słowa prezydenta klubu San Sebastiano. Efekty: na razie chwalą się zwiększoną liczbą trenujących dzieci, jednak jeśli wytrwają w postanowieniu, to zaowocować powinno czymś ważniejszym – dobrze wychowanymi potomkami.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości